środa, 12 lipca 2017

Lwów - czerwiec 2017 / Lviv - June 2017.





Wstęp :


Lwów chodził mi po głowie od dłuższego czasu.
Wiedziałem, że muszę powtórnie ujrzeć to miasto, aby skonfrontować me wspomnienia z pobytu w nim, w końcówce lat 80, z bajecznymi opisami tego miasta stworzonymi przez mieszkających tam niegdyś Polaków, jak również z obecną rzeczywistością. Do miasta tego trafiłem kilkukrotnie, podczas mych przemytniczych eskapad, w końcówce ustroju słusznie minionego. Gród ten wtedy wywarł na mnie posępne wrażenie : szare miasto, z przygaszonymi mieszkańcami, wyczuwalny strach na ulicach, rozpadające się domy, zrujnowane kościoły, w których hulał wiatr,  za to opatrzone tabliczkami : " Pamiątka architektury" etc. W końcu nadarzyła się okazja aby poznać obecne oblicze tego miasta.

Dzień pierwszy- 19 czerwiec 2017
Granicę w Medyce bezproblemowo przekraczam pieszo. Zgodnie z internetowymi poradami kieruję się w stronę marszrutek zmierzających do Lwowa. W głowie kołaczą mi internetowe ostrzeżenia: "Omijaj gości oferujących podwóz busikiem. Żądają za przewóz "dwie dychy" ale nie dodają, że złotówek". No i napatoczył mi się gość właśnie z taką ofertą. Grzecznie dziękuję, mówiąc, że złapię sobie marszrutkę. Gość grzecznie depcze za mną oferując swe usługi. Zmierzam w stronę kantoru aby wymienić kasę, ale gość odradza mi ten ruch proponując wymianę u znajomego w pobliskim domu. Zapewnia, że wymiany dokonam po znacznie korzystniejszym kursie. Idę więc tam, ale do wejścia do domu zniechęca mnie stojący tam wóz policyjny. Otwarte drzwi auta i nikogo w środku. Dziwne ... Nie ufam ukraińskiej policji. Obrót na pięcie i powrót do kantoru. Wymiana pieniążków i wizyta w kasie marszrutek. Okazuje się, że najbliższą mam za 2 godziny. Trzeba wracać więc do gościa oferującego droższy transport. Ale gość się gdzieś ulotnił ... Zaczepia mnie następny, proponując podwiezienie do Lwowa pod wskazany adres za 100 PLN. Wiedząc, że przejazd marszrutką wynosi 5 PLN niezbyt chętnie patrzę na tą ofertę. Gość widząc brak entuzjazmu na mojej twarzy proponuje podwiezienie do Mościsk za 20 PLN., dodając, że tam znajdę znacznie więcej marszrutek do Lwowa niż tu, na granicy. Przystaję na tą ofertę. Kierowca - Olech okazał się sympatycznym gostkiem ... Suma sumarum zdecydowałem się na kontynuowanie jazdy do Lwowa. I tak trafiłem do zamówionego wcześniej mieszkanka ze strony www.airbnb.com .Wchodzę na podwórko kamienicy ... Fajny widok ...


Wchodzę na klatkę schodową ...



Na szczęście mieszkanko jest całkiem ok !


Zagaduję sąsiada gdzie tu jakiś "magazin z produktami do kuszania". Wysyła mnie ulice dalej gdzie w wielkim magazynie ponoć znajdę wszystko. No i wysłał mnie ... do galerii handlowej- "FORUM" :).  Na szczęście obok był kantor. Szybka wymiana walut i wypad na nóżkach na stare miasto. Idę starymi, polskimi ulicami, pewnie jeszcze po polskich kocich łbach. Szybko docieram do Głównego Rynku i widzę Lwów, który na pewno mi się spodoba. Już to wiem ...

Kilka fotek z okolicy Rynku :







Pierwsze swe kroki kieruję do często polecanego Teatru Piwa "Prawda". Kilkupoziomowy lokal robi wrażenie. Kupuję polecone mi przez barmana piwo i ... nie był to dobry wybór. Piwo typu "ale" nie należy do moich ulubionych płynów. 

Teatr Piwa "Prawda"



Zachodzę na kolację do restauracji "Centaur" na Rynku. Zamawiam sałatkę z ciepłą cielęciną / 110 UAH/ i piwo. Podczas fotografowania menu przybiega kelnerka zwracając mi uwagę, że nie wolno tego robić. Dziwne... Aż taka to tajemnica ? 


Jem, piję i chłonę wieczorną atmosferę Rynku. Obok słyszę rozmowę dwóch, starszych Polaków na temat ich pobytu w tym mieście. Przyłączam się do rozmowy. Panowie okazują się bardzo miłymi rozmówcami. Jeden z nich opowiada przeżycia ze swych poprzednich podróży. A miał ich sporo. Zaczął sypać krajami : Iran, Azerbejdżan, Kenia, Estonia, Gruzja, Hong Kong, Wyspy Zielonego Przylądka etc. Mówię, że córka ma dwukrotnie była na Wyspach Zielonego Przylądka. Gość pyta się na jakiej wyspie ? Okazuje się, że na tej samej : Santa Maryja. Zbliża się g. 23. Kelnerka ogłasza, że zamykają lokal. Jeden z panów ma ochotę na jeszcze jedno piwo, drugi niestety nie, więc udają się do hotelu. Żegnamy się w miłej atmosferze. Ja jeszcze robię obchód dookoła Rynku i trafiam na lokal wokół którego stoi sporawy tłum. Zaintrygowany wchodzę do środka. To "Pijana Wisznia". A w środku mnóstwo rodzajów alkoholi wytworzonych z wiśni i czereśni. Kupuję 100 gramowy kubeczek czegoś. Zamówienie składam po angielsku co zaciekawia rubasznego, starszego pana stojącego obok. Pyta się: "kim jestem". "Polakiem" odpowiadam. "To dlaczego składam zamówienie po angielsku ? ". " Bo zauważyłem, że z młodą obsługą szybciej można dogadać się po angielsku niż po polsku, czy rosyjsku"- odpowiadam. Gentelman ten okazuje się Ukraińcem, obywatelem Kanady. Mówię mu, że akurat 2 miesiące temu byłem w Kanadzie, w Toronto. A on, że właśnie mieszka pod Toronto w Mississauga. No to ja jemu, że właśnie w Mississauga mieszkałem u mych przyjaciół :). No to teraz mamy trochę wspólnych tematów do rozmowy. Wymieniamy się uwagami na temat: Kanady, Toronto, życia Polaków i Ukraińców w tym mieście, historii Lwowa i obecnej rzeczywistości tego miasta. Późna pora już, czas się rozejść. Jestem zachwycony pierwszym wieczorem w tym mieście.


"Pijana Wisznia"


Dzień drugi - 20 czerwiec 2017

Dzień zaczynam od wizyty w restauracji Baczewskiego / przy samym Rynku/. Spóźniłem się na śniadanie, które podają do g. 11. Na pełen obiad nie mam jeszcze ochoty, więc zamawiam sobie rosół. Trafiam na bardzo miłego, profesjonalnego kelnera, dodatkowo posługującego się płynną polszczyzną. Rosół wyśmienity. Wiem, że jeszcze muszę tu wrócić.








 Po śniadaniu udaję się do Katedry Łacińskiej założonej w 1350 r. przez króla Kazimierza Wielkiego. A to wnętrze tej katedry :




Następny przystanek - pomnika A.Mickiewicza przy Alei Swobody. Zadziwiającym jest jak pomnik ten przetrwał, te wszystkie dziejowe zawieruchy ...



Stojąc przy pomniku dostrzegam na kopule budynku taki napis :



Okazuje się, że napis ten odsłonięto kilka lat temu z inicjatywy lwowskich studentów, którzy zebrali potrzebną sumę pieniędzy na renowację tego polskiego napisu. Idąc Aleją tą w stronę Opery, trafiam tym razem na pomnik ukraińskiego wieszcza T. Szewczenki 



Na ulicach widać żebrzących ludzi. Biednych ludzi można spotkać wszędzie, także w najbogatszych krajach tego świata. Jednak lwowska bieda zrobiła na mnie największe wrażenie. Głos rozpaczy klęczących na ulicach matek, zbierających na leczenie swych dzieci. Błagalne gesty staruszek, dla których uliczna żebranina jest ostatnią deską ratunku. Nie da rady przejść obok tych ludzi obojętnie. Jedna ze staruszek dziękuje mi za pomoc. Gdy dowiaduje się, że jestem Polakiem przechodzi na język polski. Opowiadając mi o swym mężu Polaku, o chorobie swej córki, o swej cukrzycy, która wymaga od niej wydatków na które ją nie stać. I o tym, że żyje tylko dzięki pomocy rodziny i dawnych znajomych z Polski, którym w dawnych czasach pomagała przy zakupie złota. Straszne są tego typu opowieści ...




Docieram pod Operę. Faktycznie budowla ta robi wrażenie. Pod nią rojno i gwarno. Pełno turystów oraz miejscowych spragnionych odpoczynku. Niestety nie można wejść do środka. Trwa tam ceremonia ślubna.






 Przy Operze zauważyłem typowego turystycznego, objazdowego busa, który wzbudził moją ciekawość. Sympatyczna przewodniczka tak skutecznie zachwalała rejs nim, że szybko zdecydowałem się na jazdę. 1,5 godzinna przejażdżka kosztowała 110 UAH, ale warto było. Zobaczyłem wiele i wiele się nasłuchałem ze słuchawkowego przewodnika / w języku polskim zresztą /. Chociaż trochę dziwna historia tego miasta płynęła ze słuchawek. W ciągu 1,5 godziny raz jedyny padło stwierdzenie, że miasto to było w polskich rękach / w ramach II Rzeczpospolitej/. A  cała narracja opisywała enigmatycznych mieszkańców Lwowa. Kim oni byli... nie informowano ... :) .
A takie widoki z tego wycieczkowca były : 


 








Czas na obiad w restauracji "Kumpel" na ulicy Czanowoła 2 B. Zamówiona wieprzowinka smakowała wyśmienicie ! Lokal wart polecenia !

Restauracja "Kumpel"

Hmm... Lwów jest specyficznym miejscem. Bardzo szybko można tu nawiązać znajomości. Wieczorem wybrałem się na Rynek, siedzę sobie na piwku i człek obok pyta się kim ja jestem. Tłumaczę, że Polak. On przedstawia się jako Bułgar pracujący w Turcji. Przedstawia mi również swego towarzysza- Rosjanina z Donbasu / były mistrz Europy w pływaniu/ i jego żonę. Toczy się przyjemna rozmowa do czasu, aż nie zeszliśmy na temat historii Lwowa. Rosjanin się unosi, zaprzecza faktom, krzyczy, że to nie tak ... Tyle razy sobie obiecałem, że nie będę dyskutować z Rosjanami na tematy historyczno-polityczne i się zapomniałem :). Nagle przysłuchujący się naszej dyskusji gość po rosyjsku wypala : "Polak ma rację". I przedstawia tożsamą z moimi słowami wersję historii Lwowa. Rosjanin uspokaja się. Naszym nowym towarzyszem okazuje się ukraiński lekarz pracujący w Norwegii. Dalsza dyskusja przebiega w znacznie milszej atmosferze.
Jadę do "Gas Station" ul. Dzherelna 20. Kilka osób polecało mi ten przybytek rock'a. Jest g.22 i praktycznie nikogo nie ma w środku. Wyjazd niewypał. Wracam na Rynek. Trafiam na gościa w koszulce METALLIKI. Zagaduję go i ... mam już nowego towarzysza :). Gość pyta się mnie czy przypadkiem nie byłem na koncercie METALLIKI. Gdy potwierdzam, że widziałem ich trzykrotnie na scenie, mój nowy towarzysz wywala gały na wierzch i leci z krzykiem poinformować swoich znajomych, jakiego to dziwaka spotkał. Impreza się rozkręca. Nocny Lwów jest nasz :).

Dzień trzeci - 21 czerwiec 2017 

Na ryneczku kupiłem sobie słoiczek poziomek :). Przeszukuję zasoby swej pamięci i nie kojarzę w jakim innym miejscu mógłbym kupić sobie poziomki na słoiki ... W każdym razie napchałem się nimi za wszystkie czasy !


Poziomki
 Powtórnie wracam na Rynek, pokręcić się w jego okolicach. No i pstrykam fotki :





Czerna kamienica.








Jazz Festival

Teatr Piwa " Prawda"

 
Czas na obiad. Idę do polecanej w przewodnikach " Pyzatej Chaty"na prospekcie Szewczenki. Jest to samoobsługowa restauracja. Spory tłumek klientów w środku. Ceny bardzo przystępne. Wybieram chłodnik, szaszłyka i surówkę. Chłodnik porażka, szaszłyk całkiem niezły.


Ok, teraz mam siły wejść na wieżę Ratusza i delektować się widokiem Lwowa. Wejście kosztuje 20 UAH i czeka mnie bardzo wiele schodków do przejścia ... Oj wiele ... Ale widok wynagradza me trudy. 

Widok z wieży Ratusza

Widok z wieży Ratusza

Widok z wieży Ratusza

Widok z wieży Ratusza
Widok z wieży Ratusza
Schodzę na ziemię i dalej kręcę się w okolicach Rynku :




Słynny, przedwojenny Hotel " GEORGE/ DŻORDŻ "
Hotel "George"

Polskie elementy.



Pomnik Nikifora Krynickiego / polskiego malarza /.

Czekolada do kupienia :).




Fabryka czekolady

Dość chodzenia. Siadam w knajpce, zamawiam sobie zimne napoje i dalej chłonę otaczającą mnie rzeczywistość ... Fajnie jest ...


 Dzień czwarty - 22 czerwiec 2017

Na śniadanie udaję się do "Gazowej Lampy" na ulicy Wirmeńskiej 20. Dosyć niezwykła to knajpa, nad którą czuwa duch Ignacego Łukasiewicza / polskiego twórcy przemysłu naftowego/. W środku setki przeróżnych lamp.
"Gazowa Lampa"


"Gazowa Lampa"

"Gazowa Lampa"

Podoba mi się w środku. Tym bardziej, że atakuje mnie muza : SYSTEM OF A DOWN, OZZY czy GUNS'N'ROSES.

Na śniadanie wybieram sobie sałatkę z wędzonej wieprzowiny. Bardzo dobry wybór ! Kosztowała jak widać 10 PLN. Jak tu nie być zauroczonym lwowskimi restauracjami ? :).


Udaję się w poszukiwanie przewodnika. W Informacji Turystycznej w Ratuszu proponują mi polskojęzycznego przewodnika za 600 UAH. Idę na rynek spytać się turystycznych naganiaczy ile kosztuje indywidualny przewodnik. Proponują mi za 500 UAH / 2 godziny chodzenia w okolicach rynku/. Zamawiam przewodnika. Udaję się do biura turystycznego Andreolli- Tour na Rynok 29 /www.lviv-tourist.info /. A tam kilka, roześmianych, przesympatycznych dziewcząt organizuje mi spotkanie z owym przewodnikiem. Trafiam na sympatycznego emeryta, który oprowadza mnie po turystycznych atrakcjach tego miasta. Na pierwszy ogień idzie Kościół Jezuitów św. Piotra i Pawła. W środku sporo zdjęć ukraińskich ofiar wojny w Donbasie. Ponoć 10 tysięcy Ukraińców tam zginęło.
Następnie udajemy się do dzielnicy i Katedry Ormiańskiej / Lwów przez długi czas swej historii był sporym skupiskiem Ormian /.

Katedra Ormiańska

Katedra Ormiańska

Katedra Ormiańska

Dzielnica Ormiańska.
Zwiedzamy cerkiew Przemienienia Pańskiego / za nią można znaleźć pchli targ /.

Cerkiew Przemienienia Pańskiego 
Nagle, przewodnik wciąga mnie w jakąś bramę i lądujemy przed bardzo kontrowersyjną knajpą "Kryivka". Dla mnie to dosyć poroniony pomysł, aby historię UPA zmaterializować w przybytek rozrywki ... No nic, wchodzimy. Aby wejść trzeba podać hasło, wypić kieliszek miodówki, która ponoć rozpoznaje Moskali. W środku leżą karabiny, pepesze, jakieś radiostacje. Szczerze mówiąc poruszałem się tam jak w jakimś otumanieniu. Nie wiele zapamiętałem z tego co tam ujrzałem, bo   widocznie nie chciałem  tego zapamiętać. Wyszliśmy na zewnątrz. Dziwne uczucie ... Fotek nie będzie ...
Następnie udajemy się do kościoła Bernardynów.

Kościół Bernardynów.


Idziemy wzdłuż murów obronnych.

Mury obronne.
Mury obronne.
Wycieczka dobiega końca. Zapraszam przewodnika na piwo, ale przewodnik mówi, że to on zaprasza mnie na szklaneczkę piwa / to końcowe piwo jest jedną z atrakcji tego typu wycieczki/. Udajemy się w stronę "Stargorod"/ ul.Rymlyanyna 1/. Na zakąskę zamawiam ... wędzone świńskie uszka ...



Wędzone świńskie uszka.

Przewodnik pokazuje mi "pokój odpoczynku" w restauracji "Stargorod". Zastanawiająca idea :).


Restauracja "Stargorod"


Długo rozmawiam z moim przewodnikiem na różne tematy : życia we Lwowie, polityki, historii etc. Jedna historia utkwiła mi na dłużej w pamięci. Brat ojca przewodnika tuż po wojnie zdecydował się na wyjazd do Polski. Bezpośrednim powodem tej decyzji był atak sowieckich żołnierzy na jego żonę. Została ugodzona nożem w okolicę serca. Szczęśliwie dzięki grubemu kożuchowi przeżyła. Mąż jej był pobity przez tych sołdatów do nieprzytomności. Zostawili wszystko co mieli i wyjechali do Wrocławia. No i opowiada mi ten przewodnik, że ostatnio wnuczek ich, który wpadł w narkotyki został zabity na komisariacie we Wrocławiu i że matka jego jest bezsilna. Nie ma winnych tego mordu. Pytam się o nazwisko tego wnuczka. Dowiaduję się, że Stachowiak. Informuję mego przewodnika, że od kilku tygodni to najgłośniejsza afera w Polsce, że sporo policjantów straciło pracę i stanowiska w związku z tą aferą. Widzę uczucie ulgi na twarzy mego rozmówcy. Rozstajemy się. Bardzo polubiłem tego gościa.

Udaję się coś zjeść do polecanej w przewodnikach gruzińskiej restauracji Hinkalnya na ulicy Fedorowa. Zamawiam tam specjalność gruzińskiej kuchni- pierożki chinkali. No, niestety jestem rozczarowany smakiem tej potrawy...

Ok, czas się udać tam gdzie żadnego Polaka w Lwowie nie może zabraknąć- na cmentarz Łyczakowski. Znowu korzystam z Ubera / taniego środka poruszania się po Lwowie/. Na miejscu niemożliwe jest wynajęcie przewodnika, więc zaopatrzony w mapkę cmentarza udaję się w samotną wędrówkę. Od wielu, wielu lat pragnąłem tu trafić i w końcu jestem. Czas zadumy i refleksji.



Pamiętam, że zdjęcie wybitnego, polskiego matematyka - Stefana Banacha  wisiało w matematycznej klasie mego liceum.
Powojenne "dzieła" nowych gospodarzy Cmentarza Łyczakowskiego.
Cmentarz Orląt Lwowskich






































Za płytami tymi, od 12 lat spoczywają lwy i czekają na decyzję ukraińskich władz o uwolnieniu ich z paścieżowego więzienia.
Cmentarz Orląt Lwowskich



Cmentarz Orląt Lwowskich



Memoriał żołnierzy Ukraińskiej Halickiej Armii

Powrót z cmentarza na moją kwaterę. A prawie dokładnie na przeciwko mej siedziby znajduję tego typu memoriał: 

Wieczór powtórnie spędzam na Rynku. Poznaję miłą parę z Polski. Komplementujemy Lwów i jego atrakcje. Później poznaję lwowiaka - Wiktora i z nim spędzam resztę wieczoru i nocy. Zachodzimy do malej knajpki z lewej strony "Teatru Piwa". Wszystkie napoje kosztują tam 20 UAH / np. piwo 0,4 L. /, a posiłki 30 UAH. Dwie osoby ledwie wyrabiają się z obsługą i nie sprawiają osób przyjaznych klientowi. Mnie np. odmówiono obsługi bo miałem zbyt gruby banknot :). W końcu z Wiktorem trafiamy na dyskotekę / full wypas disco ! :) / i w ten sposób kończymy ten wieczór.

Dzień piąty - 23 czerwiec 2017

Następny dzień leniwych spacerów z aparatem w ręku i podpatrywanie życia mieszkańców Lwowa.

 










 Panie motornicze tramwajów wysiadły i łączą tramwaje...




 Specyfika tego miejsca. Na ławkach pełno szachistów rozgrywających swe partie.

 

Obiad tym razem w "Grill " na ul. Korniakta. Restauracja na styl amerykański. Zamówiony stek oraz sałatki smakują wyśmienicie ! Ceny chyba wyższe niż w innych restauracjach ale warto było ! 

"Grill"

"Grill"

Po obiedzie poszedłem na rynek wsłuchać się w odbywający się akurat festiwal jazzowy. I na tym skończył się dzień.

Dzień piąty - 23 czerwiec

Z rana przybywają moi znajomi ze Stanisławowa / Iwano-Frankowsk /. W planie wspólne zwiedzanie Lwowa. Pierwsze kroki kierujemy do restauracji Baczewskiego aby posilić się śniadaniem. Mimo wczesnej pory spory tłumek czeka w kolejce / brak możliwości wcześniejszej rezerwacji miejsc na śniadanie/. Grzecznie stoimy w kolejce, ale po 15 minutach przebywania w dusznościach, z widocznym brakiem posuwania się kolejki poddajemy się. Znajdujemy kilka innych polecanych restauracji ale nie są one jeszcze otwarte. Więc decydujemy się na posiłek w przypadkowo znalezionej knajpce. Zamówione owoce morza dodają nam energii i ruszamy w drogę.Przechodzimy obok kaplicy Boimów / jedyna z pozostawionych kaplic grobowych dawnego cmentarza/  




Kaplicy Boimów

Udajemy się do "Domu Legend" - wielokondygnacyjnej restauracji, na dachu której znajdujemy i Trabanta i krasnala ... 

 A z dachu tej restauracji mamy takie widoki :








Teraz czeka nas żmudna wędrówka na Górę Zamkową. Tam czeka na nas Lwów widziany z jeszcze wyższego punktu. Trochę wysiłku trzeba włożyć aby dotrzeć na sam szczyt. W końcu docieramy do celu. Mamy Lwów jak na dłoni : zabytkowe centrum, otoczone morzem postsowieckich blokowisk. Dokładnie widać co komunizm zrobił z przestrzenią, którą władał ...


 Powrót do centrum i zwiedzanie Kamienicy Królewskiej na Rynku / wejście płatne/.







 

 

 

Obiad jemy w restauracji uzbeckiej "Czajchana Samarkand" na ul,Terszakowców. Jest to mała restauracja, z przemiłą obsługą mówiącą po polsku, z polskim menu i pysznymi daniami. Jagnięcinka z warzywami smakowała rewelacyjnie !  Polecam ! Ceny bardzo przystępne !

 Czas się pożegnać ze znajomymi. Wracają do siebie.To mój ostatni wieczór we Lwowie. Tradycyjnie ląduję na Rynku, na którym dzieje się tak wiele rzeczy : w jednym rogu pary tańczą tańce latynowskie, w drugim rogu młócą jazzmani, w trzecim rogu mim gra swe rock'n'rolle, w czwartym rogu grupa street dancerów pokazuje swe umiejętności. Jest już ciemny wieczór, czuję jakąś magię, nie chce mi się opuszczać tego miejsca. Po raz pierwszy w życiu mam coś takiego. Wiem, że jeszcze tu wrócę. Do zobaczenia przyjazny Lwowie ! 





 


 

Lwowskie dziewczyny.

Na osobne słowo zasługują tu lwowskie dziewczyny, które urodą swą wypełniają ulice Lwowa. Ilość urodziwych dziewcząt w tym mieście doprawdy robi wrażenie. Zapewne niewiele jest europejskich miast, które mogłyby konkurować z Lwowem w tej dziedzinie.  






 Zakończenie :

Do miasta tego zmierzałem pełen obaw, a jednocześnie nadziei. Żadne obawy nie zmaterializowały się. Za to nadzieje przerosły me największe oczekiwania. Lwów okazał się uroczym choć w dużej swej części zaniedbanym miastem. Ale nawet te wieloletnie zaniedbania w dbałości o tkankę miejską, nie potrafią zatrzeć uroku tego miasta. Jest to miasto przyjazne zarówno dla angielskiego jak i polskiego portfela wiec warto je odwiedzić. Dla amatorów polskiej historii jest to wymarzone miasto. Miasto przyjaznych, życzliwych i towarzyskich ludzi. Wiem, że jest to tylko płytka refleksja gościa, który spędził tam raptem tydzień. Miasto ma mnóstwo swych wlasnych problemów: niski poziom materialny większości swych mieszkańców, korupcję, polityków na bardzo niskim poziomie, fatalny stan dróg, śmiertelne ofiary wojny prowadzonej na wschodzie, pewnie też podskórne konflikty narodowościowe etc. Dla przeciętnego turysty są to rzeczy raczej niezauważalne. Szczerze polecam wizytę w tym mieście !


 

Las Vegas, Kanion Kolorado, Kanion Antylopy X, Zapora Hoovera, maj 2023 r.

15 maja 2023 r.   Lecę z Chicago  do Las Vegas . Chicago, lotnisko O'Hare. A tu już Nevada . Pustynie, góry i zieleń w szczątkowej form...