piątek, 4 września 2020

Belgia, Holandia, Niemcy, Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Finlandia oraz Francja w 3 tygodnie.



To było prawdziwe szaleństwo. Zaplanowałem odwiedzanie 10 krajów w ciągu 3 tygodni. Planowanie to trwało kilka tygodni / obiekty do zwiedzania, komunikacja, noclegi, promy etc/. Pytanie: czy wszystko pójdzie zgodnie z planem ? Zobaczymy... Zapakowałem rodzinę do auta i ruszyliśmy zderzyć się z tym wyzwaniem.

16 lipiec 2010 r.

Nocą wjeżdżamy na prom w Ramsgate / UK/ i płyniemy do Oostende w Belgii. Przed nami czterogodzinna podróż, w trakcie której trzeba się jakoś wyspać, aby mieć siłę, na cały następny dzień. Śpimy na podłodze, na rozłożonych kocach. Ja jako usypiacz zaliczam małe piwo. Może pomoże...
Z samego rana lądujemy zaspani w Oostande. Nie ma wyjścia trzeba znaleźć gdzieś parking i dospać brakujące godziny. Co czynimy...
Pierwszy etap naszej podróży to  Brugia / Bruges/ . Po obejrzeniu filmu "BRUGES"  z C. Farrellem, obiecałem sobie, że kiedyś ujrzę to miasto. Akurat nadarzyła się okazja. Gród ten jest wyjątkowym tworem, ze świetnie zachowaną średniowieczną starówką /wpisaną zresztą na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO/. To doprawdy urocze miejsce, wręcz z bajkowym klimatem. Spacer po jego centrum między wieloma kanałami, to prawdziwa przyjemność. Piękna architektura, interesujące wystawy sklepowe, muzea, knajpki. Oj jest tam co robić...

Brugia


Brugia

 Tutaj siedliśmy sobie, na leniwie spożywaną kawę...

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia


Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Brugia

Oglądanie tutaj sklepowych wystaw, to prawdziwa przyjemność.

Brugia


Brugia

 

Belgia znana jest z produkcji, doskonałych wyrobów czekoladowych.

Brugia

Brugia

Wiedziałem, że w tym mieście jest muzeum Salvadore Dali. Nie mogłem ominąć tego obiektu. A w muzeum... Jak to u Dali'ego... Wkracza się w świat magii...

Brugia - Muzeum Salvadore Dali

 Wasz bloger, w roli fotografa 😀.

Brugia- Muzeum Salvadore Dali

Brugia- Muzeum Salvadore Dali

Brugia- Muzeum Salvadore Dali
 
Przemieszczamy się do Amsterdamu. Bywałem w tym szalonym mieście dosyć często, w latach 1995-96, gdy mieszkałem i pracowałem w miarę blisko tego miejsca. Wracam tam z ekscytacją. Chcę znowu odetchnąć klimatem tego miasta wolności, tolerancji, szalonych rozrywek, zagłębia kultury i turystycznego szaleństwa.  Na ulicach tradycyjnie, przewalające się tłumy ludzi. W myślach wraca smak Heinekena i frytek z majonezem 😀. Ech ten Amsterdam...
Wpadamy tu tylko na kilka godzin.

 W muzeum tym byłem już naście lat temu. Dziś nie ma czasu na jego zwiedzanie.
Amsterdam- muzeum Madame Tussaud.

 
Amsterdam - plac Dam

Amsterdam.

Amsterdam.
 Zaczyna się... 😀

Amsterdam.


Amsterdam.

Amsterdam.
 Tradycyjny w Holandii, środek przemieszczania się.

Amsterdam.

Amsterdam.


 Uwielbiałem wcześniej, siedzieć sobie na ławce lub na piwku, na zewnątrz pubu, wpatrując się i wsłuchując w rytm tego miasta.
Amsterdam.

Amsterdam.

Amsterdam.
 Fabryka diamentów.

Amsterdam.

Amsterdam.


Amsterdam.

Następny przystanek: kemping HAUWERT w Zwaagdijk Oost.



Tu spędziłem chyba najbardziej szalony czas w mym życiu. Mieszkałem tu przez dwa, długie wiosenno-letnio-jesienne sezony, pracują na pobliskich plantacjach kwiatów. Jak obliczyłem w jednym sezonie przyjechało na ten kemping ok. 50 osób z mojego, małego, rodzinnego miasteczka. Oj działo się, tu działo... Imprezy, koncerty, wypady do Amsterdamu, Hoornu, Rotterdamu, wesołe miasteczka, parki rozrywki, morskie plażowanie etc. Teraz czas ujrzeć miejsce z którym wiąże się tyle wspomnień...

Na posterunku zastaliśmy niezawodnego Maartina / właściciela kempingu/. Po 14 latach poznał nas bez problemu. Poleciały wspomnienia...


 Kempingowa łaźnia - punkt koncentracyjny. Tu po pracy, po kąpieli omawiało się plany na wspólne wieczory.


Czas się pożegnać i ruszyć na nocleg do naszych przyjaciół w Enkhuizen. Tam rozmowy, małe piwko i idziemy spać. Przed nami jeszcze długa droga.
z Enkhuizen do Lelystad w stronę Niemiec i Berlina. Jest to 33 kilometrowy odcinek drogi usypany w poprzek zatoki. Na mapie wgląda to tak:


 A z samochodowego okna tak:


 18 Lipca 2010 r.


Lecimy przez niemieckie autostrady. Rodzinka przysnęła. Ja kieruję kilkumiesięcznym autem. Trzeba sprawdzić jak szybko ono jedzie... Dochodzę do 195 km/h, rodzinka się budzi z awanturą i ... skończyła się rozrywka 😀.

Przelatujemy przez Niemcy i docieramy do Berlina. Wielokrotnie byłem w tym mieście na przełomie lat 80/90, XX wieku. Zresztą tutaj był mój pierwszy kontakt z Zachodem, chyba w 1988 r. Pamiętam, że wysiadłem z kumplem na stacji - Dworzec ZOO. Wyszliśmy na zewnątrz dworca i ... na 3, 4 zaczęliśmy się śmiać. Tak nas oszołomiło to, co ujrzeliśmy na przydworcowej ulicy / te telebimy, reklamy, nieznane nam owoce na straganach, kolorowi ludzi i kolorowe auta/. Przeżyłem w tym mieście wiele fajnych chwil, więc chciałem tu wrócić chociaż na chwilę.

Berlin, Plac Poczdamski.


Berlin, Plac Poczdamski

Cały czas pstrykamy zdjęcia...

Berlin, Plac Poczdamski.



Berlin, Brama Brandenburska.


Berlin, Brama Brandenburska.


Berlin, Reichstag.


Berlin, Reichstag.


Berlin, Reichstag.


Berlin, Brama Brandenburska.





Berlin.


Berlin.


Berlin.
.

Berlin. Pomnik Pomordowanych Żydów Europy.


Kończymy kilkugodzinne zwiedzanie Berlina i ruszamy w stronę Polski. Pod wieczór docieramy do rodzinki w Wałczu i tam spędzamy noc.

19 lipca 2010 r.

Następny przystanek - Malbork. Zamek ten, jak pewnie większość z was wie, jest największym w pełni zachowanym zamkiem na świecie. Byłem tu jako dzieciak, więc z przyjemnością odświeżyłem sobie wspomnienia o nim. A wyglądał on tak: 

Zamek w Malborku.


Zamek w Malborku.


Zamek w Malborku.


Zamek w Malborku.


Zamek w Malborku.


Zamek w Malborku.


Zamek w Malborku.


Po zwiedzaniu, ruszamy do mej rodzinnej miejscowości, do Lidzbarka Warmińskiego.

21 Lipca 2010 r.

A w Lidzbarku jak to w Lidzbarku: spotkania z rodzinką, przyjaciółmi, wylegiwanie się nad jeziorkiem, leniwe spacery i smaczne posiłki mamusi 😀. Spędziliśmy tu parę dni, podpatrując jak się Lidzbark zmienia...

Lidzbark Warmiński.



Lidzbark Warmiński.



Lidzbark Warmiński.



Lidzbark Warmiński.



Lidzbark Warmiński.



Lidzbark Warmiński.



Lidzbark Warmiński.



Lidzbark Warmiński.



Lidzbark Warmiński.

Nagrobek Ferdinanda Shultza - wielokrotnego mistrza świata w lotach szybowcem w latach 20, XX wieku.

Lidzbark Warmiński. Cmentarz komunalny / zresztą jeden z piękniejszych w Polsce/.



A tu, na przedzamczu, powstaje jeden z piękniejszych hoteli na świecie - hotel Krasicki.

Lidzbark Warmiński. Hotel Krasicki.



Lidzbark Warmiński. Hotel Krasicki.



Lidzbark Warmiński. Cerkiew prawosławna / przed wojną kościół protestancki/.





22 lipca 2010 r.

Ruszamy w stronę Wilna. Przed Wilnem zatrzymujemy się w wyjątkowej miejscowości - Troki, którego główną atrakcją jest zamek, położony w całkowicie malowniczy sposób, na wyspie. Wrażenie robią też urocze, drewniane domki w tej miejscowości.

Przed wejściem do zamku, nie mogłem się oprzeć szklaneczce kwasu chlebowego z beczki. Ten smak tkwi mi w głowie, od mego pobytu na obozie pionierskim w Swietłogorsku / Obwód Kalinigradzki/. Skorzystam w życiu z każdej okazji, aby się go napić 😀.

Kupujemy bilety na zwiedzanie zamku i ruszamy. Dosyć ciekawy to obiekt ale i tak największe wrażenie robi z pewnej odległości.

Troki.


Troki.


Troki.


Troki.

Ok, docieramy do Wilna i lądujemy u mojego przyjaciela - Andriusa / dla nas Andrzeja/. Jest to moja druga wizyta w Wilnie. Pierwszy raz byłem tam w 1993 r. w środku zimy i pamiętam, że było tam bardzo zimno w domach, bo Ruscy odcięli Litwie gaz / kara za wystąpienie z Ruskiego Mira/. Tym razem docieram tam w środku lata... Ale jakiego lata ! Było to "lato stulecia" dla nadbałtyckich krajów. Upał na maksa. Z tego całego podróżowania, spuchły mi tak stopy, że nie dało się założyć butów. Litwę, Łotwę, Estonię oraz Finlandię musiałem przechodzić w klapkach...😀. Ale do rzeczy. Andrzej z rodzinką ugościł nas po królewsku. Przez kilka dni oprowadzał nas po ciekawych miejscach w Wilnie. A jest tam co do oglądania. W Wilnie zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Od dawna miałem jego obraz w głowie, czytając różne książki i artykuły, ale to co ujrzałem na żywo wywarło na mnie potężne wrażenie. Zabytki tego miasta cieszą oko na maksa. W wielu miejscach odkrywamy ślady polskości, co czyni te miasto jeszcze bliższe naszych serc. 


Wilno wita.

Wilno.

23 lipca 2010 r.

Od rana ruszamy na zwiedzanie miasta.


I te urocze uliczki Wilna....
.


Kościół św. Piotra i Pawła, zrobił na mnie największe wrażenie wśród wileńskich kościołów.   

 Wilno. Kościół św. Piotra i Pawła

Niesamowite wrażenie robi jego wnętrze z 2 tysiącami białych rzeźb.

Wilno. Kościół św. Piotra i Pawła.


Wilno.



Wilno.


Wilno.


Republika Zarzecza. Taka wyjątkowa, artystyczna dzielnica Wilna, ze swą żartobliwą konstytucją.


Wilno.



Wilno. Pomnik Adama Mickiewicza.


Kościół św. Anny. Ponoć tak się spodobał Napoleonowi, podczas jego wizyty w Wilnie, że chciał go na ręce przenieść do Paryża.

Wilno.



Wilno.



Wilno.

Wileńska Katedra. Piękny budynek. Miejsce pochówku królów i królowych polskich, jak i wielkich książąt litewskich. 

Wilno. Katedra.



Wilno. Plac Katedralny.

Wieczorem, spotykamy się wspólnie z drugim moim wileńskim przyjacielem na piwie, gdzieś w knajpce nad rzeką Wilią. Bardzo przyjemne spotkanko po latach. Zatrzymujemy taryfę, aby wrócić do domu. W taryfie siedzi kierowca z bardzo młodym synem i psem, a nas jest 5 osób. Kierowca mówi, żeby wsiadać, bo nie będzie problemu z miejscem. Ładuje swego syna i psa do bagażnika, a my w ścisku ruszamy w stronę domów. Z kierowcą rozmawiamy sobie po polsku. W połowie drogi nasi gospodarze wysiadają, bo oni śpią u siebie, a my w mieszkaniu jego siostry. Mały wyskakuje z psem z bagażnika i przysiada się do nas. Gdy się dowiaduje, że mieszkamy w UK, to prosi nas, aby porozmawiać z nim po angielsku, bo się uczy tego języka. Bardzo miła ta podróż była.


24 lipca 2010 r. 

Dzięki uprzejmości siostry naszego przyjaciela, dostajemy się do restauracji, umieszczonej na wieży telewizyjnej. A z niej mamy dosyć wyjątkowe widoki.


Wilno. Widok z wieży TV.



Wilno. Widok z wieży TV.



Wilno. Widok z wieży TV.


Wilno. Wieża TV.

Cmentarz na Rossie, powinien być obowiązkowym punktem zwiedzania miasta Wilna dla Polaków. Ciągle używam w opisie Wilna przymiotnika "wyjątkowy", ale inaczej się nie da ! Cmentarz ten zaliczam również do wyjątkowych, polskich cmentarzy. Tyle w nim historii, przemyśleń i emocji. 

Cmentarz na Rossie.


Cmentarz na Rossie.


Cmentarz na Rossie. Matka i serce syna / J.Piłudskiego/.


Dosyć interesującym jest w miarę nowy park- Belmontas. Można tu odnaleźć trochę spokoju.

Wilno, park  Belmontas.


Wilno, park  Belmontas.



Wilno, park  Belmontas.





Wilno.


Wchodzimy na "Górę Trzech Krzyży"

Wilno.



Wilno. Widok z góry "Trzech Krzyży".



Wilno. Widok z góry "Trzech Krzyży".



Wilno. Widok z góry "Trzech Krzyży".

W ramach drobnego zadośćuczynienia za gościnę, zapraszamy naszych gospodarzy, na obiad do restauracji. Polecili nam jakiś dobry lokal na Starówce- "ZEMAICIAI". Pamiętam, że zamówiliśmy zestaw chyba pięciu dań z ziemniaków / litewskie Zeppeliny, kiszka ziemniaczana, babka ziemniaczana, placki ziemniaczane etc/. Oj pyszne to było. Jedliśmy do syta, popijaliśmy to piwem i różnymi napojami. Poprosiłem kelnera o rachunek. Kelner pojawił się z rachunkiem i poinformował nas, że z racji tego, że żona mego przyjaciela jest szefem kuchni w restauracji należącej do tej samej sieci, zapłacimy jedynie za napoje. Słabo wyszedł ten rewanż... 

Jedna z sal tej restauracji.






WilnoNasz Andrzejek 😀

Wilno przed II wojną św. było praktycznie polsko-żydowskim miastem, zwanym przez Żydów - Jerozolimą Północy. Na ulicy zaważyłem ortodoksyjnego Żyda, zapewne szukającego śladów żydowskiej świetności tego miasta.

Wilno.



Wilno to miasto kościołów. W centrum wszędzie można się na nie natknąć, a nawet stoją sobie jeden przy drugim.

Wilno.


Wilno.


Wilno.





Wilno.



Wilno.

Dochodzimy do symbolu Wilna, do Ostrej Bramy. I tu, już cały, polski romantyzm staje przed oczami...


Wilno. Ostra Brama.



Wilno. Ostra Brama.


Wilno. Ostra Brama.


Wilno. Ostra Brama.



Wilno.





Wilno.


Wilno.

Nocujemy na podwileńskiej wsi, u mamy naszego przyjaciela.

Podwileńska wieś.


Podwileńska wieś.



Podwileńska wieś.

Wilno skradło moje serce bez dwóch zdań. Jest to wyjątkowe dla mnie miejsce na mapie świata. Teraz po 10 latach od tej wizyty, mogę dodać, że Lwów przebił w moim rankingu Wilno. Mimo, że Lwów to dosyć zaniedbane miasto, swą atmosferą, przyjaznymi mieszkańcami, atrakcyjną ofertą knajpiano-restauracyjną ujęło mnie na maksa. Tutaj możecie znaleźć opis mego ostatniego pobytu we Lwowiehttps://tyle-jeszcze-przed-nami.blogspot.com/2017/07/niesentymentalna-podroz-do-lwowa.html

25 lipca 2010 r.

Żegnamy się na jakiś czas z Wilnem i ruszamy busikiem w stronę stolicy Estonii - Tallinna. Docieramy do dworca autobusowego i tam w informacji turystycznej, znajdujemy odpowiedni hotel dla nas. Jedziemy taksówką. Taksówkarz to oczywiście Rosjanin. Mówi nam, że wie gdzie jechać, bo tam wcześniej był dom publiczny . Fajnie...😀

Wybudowana po wojnie synagoga. Estończycy mają sporo swych win, z czasów wojny, wobec swych żydowskich współobywateli. 


Tallinn.

To miasto robi doprawdy spore wrażenie. To piękne, zadbane i nowoczesna stolica. Taka mieszanka przeszłości z przyszłością. Ogólnie Estonia to dosyć nowoczesne, nawet jak na Zachodnią Europę państwo. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się spotkać tu, aż tak pięknego grodu. Pozostaje tylko chodzić i napawać się jego urodą. Co czynimy z nieukrywaną radością.


Tallinn.


Tallinn.


Tallinn.


Tallinn.



Tallinn.



Tallinn.


Tallinn.


Tallinn.


Tallinn.

Starówka w Tallinnie składa się z dwóch poziomów. To jest widok z wyższego poziomu

Tallinn.

Tallinn.


Tallinn. Kamienice - "Trzy Siostry" (Kolm öde). 



Tallinn.


Tallinn.

Zachodzimy do Muzeum Komunizmu. Czas się przenieść w czasie. Sporo radochy miałem, oglądając zgromadzone tu eksponaty. Dokładnie pamiętam te czasy.

TallinnMuzeum Komunizmu.


Tallinn Muzeum Komunizmu.



TallinnMuzeum Komunizmu.
 

TallinnMuzeum Komunizmu.



Tallinn.

Po mieście kręci się sporo Finów. Dla nich Tallinn jest tanim, alkoholowo-rozrywkowym zagłębiem. Dla mnie wielce urokliwym miejscem z piękną architekturą i sympatycznymi mieszkańcami. Doprawdy warto tu zaglądnąć. 

26 Lipca 2010 r.

Z rana wsiadamy na prom i ruszamy w stronę Helsinek - stolicy Finlandii. Prom na maksa załadowany alkoholem przewożonym przez Finów. Wielu z nich ma przy sobie małe wózeczki, załadowane kartonami piwa czy wódki. Różnica cen alkoholu między Finlandią, a Estonią skłania Finów do zaopatrywania się w ten płyn na Łotwie..

 W drodze do Helsinek.


Dopływamy do portu w Helsinkach.

Helsinki - port.


Helsinki - port.


Helsinki - port.


Helsinki - port.

Helsinki stają przed nami otworem.


Helsinki - Katedra Luterańska




Helsinki. Katedra Luterańska.

Widzimy tutaj pomnik rosyjskiego cara Aleksandra II. Pomimo tego, że Finlandia do 1917 r. była częścią Rosji, to po uzyskaniu przez nią niepodległości nie zburzono tego pomnika. Jakże inaczej niż w Polsce, gdzie obalono wszystkie carskie pomniki, a nawet rozebrano cerkiew w Warszawie. Inne podejście do historii.

Helsinki.


Helsinki. Napis na pomniku cara Aleksandra II


Helsinki.


Helsinki. Wnętrze prawosławnej cerkwi.



Helsinki. Kościół Temppeliaukio

Kościół Temppeliaukio, jest dosyć niezwykłą świątynią wykutą w skale. Zwraca uwagę jej miedziany dach. Ponoć jest tu doskonała akustyka, wykorzystywana w różnego rodzaju koncertach. 

Helsinki. Kościół Temppeliaukio.


Helsinki. Kościół Temppeliaukio.


Helsinki. Kościół Temppeliaukio.

 Przy samym porcie jest targ. Zachodzę tam, aby znaleźć danie z mięsa reniferów / przypomniał mi się smak tego smacznego mięsa, jedzonego w Szwecji/. Niestety akurat tego dnia zabrakło potraw z tego mięsa. Udaje mi się kupić jedynie kawałek kiełbasy z mięsa renifera. Dobre i to. 

Helsinki. 

Na ulicy znalazłem zapowiedź fajnego festiwalu. Ogólnie na ulicach Litwy, Estonii i Finlandii / jak się później okazało również Łotwy/, chodzi sporo fanów metalu. Znacznie więcej niż np. na ulicach angielskich miast.

Helsinki.


Helsinki nie zrobiły na mnie większego wrażenia. To dosyć bogate miasto, z fajnie ubranymi ludźmi, z cenami wyższymi niż w UK etc. W moim, prywatnym rankingu ustępuje znacznie Wilnu czy Tallinnowi.



Pora wracać promem do Tallinna.



Nocujemy w Tallinie, aby następnego dnia wyruszyć do Rygi

27 lipca 2010 r. 

Ruszamy zamówionym wcześniej busikiem do stolicy Łotwy. Dosyć fajny był tan busik: z kocami do przykrycia, z przystankiem na odebrany catering/ także mieliśmy w drodze pełne śniadanie/. Komfort jazdy psuła jedynie rosyjskojęzyczna dziewczyna, która za moimi plecami urządziła sobie chyba z godzinną rozmowę przez telefon. Zauważyłem u wielu Rosjan, że nie mają uczucia obciachu gadając przez telefon, na cały głos przy cudzym uchu. 

W Rydze znajdujemy hotelik na samej Starówce. Hotel "KOLONNA".

RYGA.


A piękna jest ta Starówka ! 

RYGA.



RYGA.

W Wilnie, Tallinnie i w Rydze wchodziliśmy na jakieś wieże. W Wilnie na Górę Gedymina, a obu pozostałych stolicach na wieże kościelne. Widoki z nich były piękne, ale wejście na kościelne wieże w tych upałach z tymi spuchniętymi stopami nie były żadną rozrywką. Za to widoki były takie: 

RYGA.

W oddali, bliźniak naszego Pałacu Kultury w W-wie. A wcześniej widzimy 4 hale targowe, przerobione z hangarów Zeppelinów.

RYGA.


RYGA. Pomnik Wolności.

Ryga to miasto kontrastów. Z jednej strony mnóstwo żebraków na ulicach i pod cerkwiami, z drugiej strony, przy pewnym hotelu widziałem tyle luksusowych aut, że nie przypominam sobie abym widział podobny obrazek np. w Londynie. Widać, że Łotwa znacznie odstaje in minus od Litwy, a szczególnie od Estonii

RYGA. Katedralna cerkiew "Pod Wezwaniem Narodzenia Pańskiego".


RYGA.

Znaleźliśmy tu popularną, restauracyjną sieciówkę / zapomniałem nazwy/, w trybie samoobsługowym. I trafiliśmy na tak pyszne rzeczy / i w miarę tanie/, że byliśmy pod sporym wrażeniem. Ryga pod względem kulinarnym nas zachwyciła.   

RYGA.


RYGA.


RYGA.




RYGA.


RYGA.

W odróżnieniu od Tallinna, gdzie są kamieniczki zwane "Trzema Siostrami", w Rydze mamy "Trzech Braci". 

RYGA. "Trzej Bracia"(Trīs brãli) 


RYGA.

Przy samym hotelu znaleźliśmy metalowy pub, którego właścicielem był chyba jakiś gość z DIMMU BORGIR. Stoliki w kształcie trumien, popielniczki z czaszek etc. 

RYGA.


RYGA.


RYGA.


RYGA.




RYGA.

W planach mieliśmy jeszcze parodniowy postój w nadmorskim kurorcie przy Rydze - w Jurmali, ale akurat załamała się pogoda, nie było szans na słońce, więc mały sens był przebywania tam nad bezsłonecznym morzem. 

28 lipca 2010 r.

A to już dworzec autobusowy. Czas wracać busikiem do Wilna. Stolice tych trzech nadbałtyckich państw zachwyciły mnie i naszła mnie refleksja, jak mało ludzi na świecie wie, jak wspaniałe są to miejsca. Jeśli ktoś ma możliwość, to zachęcam do odwiedzenia tych nadbałtyckich państw. Znajdziecie tam przepiękne ślady historii, urocze miasta z wyjątkową architekturą, na ulicach tych miast tyle pięknych dziewcząt, że może zakręcić się w głowie, w miarę tanie koszty pobytu i mnóstwo innych atrakcji. 

RYGA.

W Wilnie odbieramy nasze auto i jedziemy do Lidzbarka Warmińskiego.


29 lipca 2010 r.

Po drodze do rodzinki w Dąbrowie Górniczej, zajeżdżamy do innej rodzinki w Sadownem pod Warszawą. Tam czeka na nas królewski obiad i miłe rodzinne spotkanko. 

Ja z bratem ciotecznym i jego synem jedziemy do pobliskiej Treblinki. To jedno z najsmutniejszych miejsc na ziemi. Niemcy zgładzili tu koło 800 tysięcy Żydów w czasie II wojny światowej. Podczas całego zwiedzania terenu obozu koncentracyjnego, natknęliśmy się jedynie na parę Holendrów i jakąś, wieloosobową delegację z Izraela. Żadnych Polaków. Dziwne... Jakże wielka to różnica w porównaniu z obozem w Auschwitz - Birkenau, gdzie każdego dnia, można spotkać spore  tłumy zwiedzających.

Obóz koncentracyjny w Treblince.





Obóz koncentracyjny w Treblince.




Obóz koncentracyjny w Treblince.


Obóz koncentracyjny w Treblince.


Obóz koncentracyjny w Treblince.


Obóz koncentracyjny w Treblince.

30 sierpnia 2010 r.

Dotarliśmy do rodzinki w Strzemieszycach, gdzie spędzamy kilka dni.

5 sierpnia 2010 r.

Wracamy do UK. Jeszcze tylko zajeżdżamy do Bolesławca, gdzie umówiłem się z kumplem, którego nie widziałem ze 20 lat. Kumpel wystawia mnie do wiatru, tłumacząc się, że musiał zostać z dziećmi etc. Jedyny plusem tej sytuacji jest możliwość zwiedzenia ładnego centrum Bolesławca.

Bolesławiec.

Dalsza droga prowadzi przez Niemcy, Holandię, Belgię na prom w Calais we Francji. W Belgii, na jakichś wielopasmowych, drogowych rozjazdach trafiliśmy na takie oberwanie chmury, że jechało się praktycznie po omacku. Widoczność jedynie na kilka metrów. Pasy na drogach były zupełnie niewidoczne. Do dziś się zastanawiam, jak pokonałem ten deszcz bez stłuczki... 
Jeszcze tylko przepłynięcie promem kanału La Manche i jesteśmy prawie w domu...

Podsumowując... Nigdy więcej podobnych wycieczek !😀 Za dużo wrażeń na raz ! W Rydze, Tallinnie i Helsinkach już mi się mieszały, te wszystkie kościoły, cerkwie czy wejścia na wieże kościelne. Poza tym jest to spory, fizyczny wysiłek, te przebyte 7 tysięcy km., często akurat w czasie lata stulecia w państwach nadbałtyckich. Oczywiście, pozostało mnóstwo cudownych wręcz wrażeń, ale nauczka na przyszłość jest taka: należy dozować nawet te najcudowniejsze wrażenia, bo nasze zmysły i ciało niekoniecznie są dostosowane do przyjęcia takiej ilości bodźców. 
W każdym razie żałować nie żałuję... 😀

Las Vegas, Kanion Kolorado, Kanion Antylopy X, Zapora Hoovera, maj 2023 r.

15 maja 2023 r.   Lecę z Chicago  do Las Vegas . Chicago, lotnisko O'Hare. A tu już Nevada . Pustynie, góry i zieleń w szczątkowej form...